Zaginione Ogrody Heliganu i Mevagissey – kolejne portowe miasteczko

Kornwalia to kraina ogrodów, na tak niewielkim fragmencie powstało ich całe mnóstwo. Musicie wiedzieć ze kornwalijskie ogrody to nie zielone skwerki ani niewielkie kwieciste poletka… to prawdziwe zielone monstra 😊 rozciągają się zwykle na kilka kilometrów, tak że zwiedzającym wydaje się że nie maja one końca, często pod wspólnym szyldem mamy kilka rodzajów ogrodów tworzących jeden wspaniały ogrodowy krajobraz. Kiedy już myślisz  że znalazłeś granice ogrodu okazuje się że łąki i lasy poza tą urojoną granicą także są jego częścią. Nie mówimy tu więc o ogrodzie jedynie jako niewielkim zieleńcu, ani nawet o kwiecistym arboretum, bo w ogrodach Kornwalii znajdziecie to wszystko i jeszcze więcej.

Dziś będzie więc, a jakże o ogrodzie ale o ogrodzie wyjątkowym, ogrodzie który zaginął na wiele lat a dziś znów możemy się nim cieszyć. Mowa będzie o Zaginionych Ogrodach Heliganu. Nazwa wprowadza nas w nastrój tajemniczości….zaginione…czy ogrody mogą zatem zaginąć? Otóż zacznijmy od początku.

200 hektarowa posiadłość Heligan gdzie obecnie znajdują się ogrody w dawnych czasach należała do rodziny Tremayne.  Przez ponad 440 lat gospodarzyli oni na tych terenach. Podczas XVIII i XIX stulecia istniała tutaj dobrze funkcjonująca społeczność; z końcem XIX wieku posiadłość Heligan była w pełnym rozkwicie ale zaledwie kilka lat później wybuch pierwszej wojny światowej stał się początkiem upadku posiadłości, gdy jej pracownicy zaciągnęli się na front; skąd wielu niestety nigdy nie wróciło.

2DSC_0107
W centrum ogrodów naprzeciwko dżungli do dziś stoi dom właścicieli posiadłości. Obecnie jest to rezydencja prywatna otoczona wysokim żywopłotem.

Historia ogrodu Heligan jest wyjątkowa, bo tworzyli ją właśnie pracownicy ogrodu, to historia ziemi i ogrodników oraz ich umiejętności. Co najmniej 13 ogrodników pracujących w majątku Heligan walczyło w I Wojnie Światowej a 9 z nich zginęło.

W tamtych czasach podobny los spotkał wiele dużych angielskich posiadłości. Jednak w przeciwieństwie do wielu z nich, ogrody i tereny należące do posiadłości Heligan nigdy nie zostały sprzedane ani rozbudowane. Dopiero w latach 70. XX wieku dom należący do właścicieli został przekształcony na mieszkania i sprzedany.

W obliczu kiepskiej sytuacji w jakiej znalazła się posiadłość, ogrody pozostawione bez opiekuna zostały zaniedbane, całkowicie zarosły i popadły w zapomnienie. Zaginęły dla świata……

Po dziesięcioleciach zaniedbań, niszczycielski huragan z 1990 r. powinien zmieść całkowicie ogrody z kart historii a jednak w tym samym roku to urzekające piękno zostało na nowo odkryte i obudzone, stając się największym projektem renowacji w Europie. Właśnie wtedy W 1990 roku John Willis, potomek Tremayne’a, wprowadził Tima Smitha do zdewastowanej posiadłości. Tim był archeologiem z natury ciekawskim i zainteresował się historią miejsca. Ich i tak już wielki zapał do poznania tego zapomnianego świata wzmocnił się jeszcze gdy odkryli pod zawalonym budynkiem fragmenty wygódki niegdysiejszych ogrodników z widniejącym na ścianie napisem „nie przychodź tu by spać lub drzemać” i imionami tych którzy pracowali w ogrodach z data 1914 😊

Właśnie wtedy rozpoczęto renowacje ogrodu utrzymując go jednak w dziewiętnastowiecznej konwencji.

Później nastąpiły długie lata odkrywania i odtwarzania ogrodu – dla wielu dzieło życia. Usunięto zbędne rośliny i nadano im formę, cenne stare rośliny zostały odkryte, odbudowano budynki, odnowione szklarnie znów wypełniono roślinami oraz skrupulatnie przestudiowano tradycyjne praktyki ogrodnicze. Dzisiaj Heligan znów żyje. Ponad 20 pracowników nieruchomości kontynuuje dzieło osób które pracowały tu przed wiekami, pielęgnując ogrody, uprawiając warzywa i owoce i hodując tradycyjne rasy zwierząt.

Ogród stał się swoistym skansenem, świadectwem wspaniałej pracy którą wykonali niegdyś zdolni architekci, ogrodnicy, hodowcy zwierząt itp i  o dziwo opowiada historie tych właśnie prostych, pracowitych  ludzi a nie jak to zwykle bywa ich pracodawców 😊

Przywrócenie do życia okazało się wielkim sukcesem i obecnie jest jedna z najwspanialszych atrakcji i symbolem Kornwalii.

Choć sama posiadłość jest dużo starsza to za  początek ogrodów można uznać rozbudowę wykonana w XVIII wieku przez  Henry Hawkins Tremayne – Squire który wykonał ścieżki wokół już istniejących wtedy w pewnej formie ogrodów.

W ogrodach rosną stare potężne rododendrony i kamelie, jest tez seria jezior zasilanych pompą mającą ponad 100 lat, ogrody kwiatowe i warzywne otoczone murem, włoski ogród i dzikie tereny pełne subtropikalnych paproci drzewiastych zwane „Dżunglą”dopełniają je kwieciste łąki, pola i lasy. Tu znajduje się też jedyne w dawnych czasach w Europie miejsce do hodowli ananasów w warunkach chłodnego klimatu, tzw. pineapple pit.

W ogrodzie znajdziemy kilka ciekawych rzeźb do stworzenia których wykorzystano materiały naturalnie występujące w Kornwalii. Porastające je rośliny wspaniale łączą się z otaczającym je krajobrazem.

Północna część ogrodów, w której znajdują się główne ogrody ozdobne i warzywne, jest położona nieco wyżej niż dom i łagodnie opada w dół. Ogrody położone na zachód, południe i wschód od domu opadają stromo w dół przechodząc w doliny, które ostatecznie schodzą do morza w Mevagissey. Obszary te są znacznie bardziej dzikie i obejmują Dżunglę i Zagubioną Dolinę.

W Dżungli jest najprawdziwszy most linowy przewieszony nad jeziorem wokół którego rosną bananowce, palmy i olbrzymie paprocie.

Przez Dżungle, pośród egzotycznych roślin jak banany i palmy prowadzi nas drewniany deptak. Na skraju Dżungli zaczyna się rodzimy las zwany Zaginioną Dolina.

Jest tu też farma na której hoduje się typowo angielskie odmiany ptactwa i zwierząt hodowlanych.

Z dżungli przez typowy las i łąkę usianą polnymi kwiatami trafiliśmy do bardziej tradycyjnych ogrodów otoczonych murem.

Wśród dokładnie zagospodarowanych rabat kwiatowych są też grządki z warzywami a w szklarniach dojrzewają tropikalne drzewa owocowe jak pomarańcze i cytryny. Odbudowano również zrujnowane pomieszczenia ogrodników służące np do przesadzania roślin. Odwiedzający ogród mogą zobaczyć pomieszczenie głównego ogrodnika znajdujące się w wolnostojącym budynku. Podczas naszej wizyty mogliśmy gołym okiem obserwować młode jaskółki w gnieździe zawieszonym tuż nad podłoga.

Prawdziwy sekretny ogród

Ogród jest doskonały na niespieszny spacer, Dla tych którzy zamierzają spędzić tu większość dnia na pewno fajnym pomysłem jest piknik. Weźcie swój kocyk i przekąski, znajdźcie odludna polankę np niedaleko kwietnej łąki lub na trawniku w cieniu jednego z potężnych, starych rododendronów i zróbcie sobie przerwę w zwiedzaniu ogrodu.

My naszą wycieczkę po tajemniczym ogrodzie rozpoczęliśmy wcześnie rano, a popołudniu pojechaliśmy do Mevagissey. Jest to kolejne już portowe miasteczko położone niedaleko ogrodu na wybrzeżu (droga zajęła nam zaledwie kilka minut) . Mevagissey, niegdyś głownie trudniąca się połowem sardynek wioska ma wciąż działający port z kilkunastoma łodziami rybackimi. Lokalna tradycja budowania lodzi sięga 1745 roku.

Jak zwykle w Kornwalii parking jest pewnym problemem, co prawda jest trochę wyznaczonych miejsc w których możemy zostawić samochód ale do samego starego miasta radze nie wjeżdżać. Ciasne, wąskie, kręte uliczki i duży ruch pieszych nie są sprzymierzeńcem kierowców. Sami byliśmy świadkami, jak duży samochód kempingowy zaklinował się na zakręcie i nijak nie mógł się wydostać. Pozostawiliśmy więc nasz samochód na  wzgórzu nad miastem, przy jednym z domów. Zauważyliśmy ze im dalej od centrum tym rzadziej spotyka się zakaz parkowania bo i niewielu jest turystów którym chce się tak daleko od celu zwiedzania chodzić. Od portu dzielił nas około 10minutowy spacer, stromą ścieżką, klucząc pomiędzy domami.

Stare miasto jak to zwykle bywa jest niewielkie i skupione wokół portu. Właściwie oprócz samego miasteczka nie ma tu wiele do zobaczenia. Największą atrakcję stanowi wspaniałe muzeum miejskie z kolekcja przedmiotów domowego użytku oraz tych związanych z rybackim fachem. Zlokalizowane w jednym z budynków stojących na końcu ulicy biegnącej wzdłuż portu.

Zabytkowy budynek w którym znajduje się muzeum wybudowano w 1740 roku jako warsztat szkutniczy.

Wśród wielu kawiarni przy wąskich i krętych uliczkach można kupić specjalność Mevagissey – pierożki kornwalijskie nadziewane wędzonym plamiakiem.

Mevagissey jest naprawdę niewielkie i nie spodziewam się że spędzicie tu dużo czasu jednak zachęcam abyście znaleźli sobie miejsce w porcie, na chwile przysiedli, posłuchali wrzasku mew i popatrzyli na kołyszące się w porcie statki. ( oczywiście jeśli będziecie mieli szczęście być tu podczas przypływu. My z reguły w takich miasteczkach trafiamy na odpływ).

Jeśli nadal wam mało to przejeżdżając w pobliżu Veryan słynącego z kilku okrągłych domków zbudowanych przez lokalnego księdza by odgonić diabla 😊 wpadnijcie jeszcze do St Just in Roseland. Jest to maleńka wieś oddalona o jakieś 40 minut jazdy od Mevagissey, położona na postrzępionym fragmencie Roseland Heritage Coast, ok 10 km na południe od Truro i 3 km na północ od St Mawes. Wieś kryje niezwykły skarb, XIII-wieczny kościół parafialny położony w nadrzecznych ogrodach porośniętych tropikalnymi krzewami i drzewami, z których wiele to gatunki rzadko spotykane w Wielkiej Brytanii.

Kościół znajduje się na skraju pływowej zatoczki przy drodze Carrick Roads przy ujściu rzeki Fal tuż za wioską. Ścieżka od drogi do kościoła jest wyłożona granitowymi blokami z wykutymi cytatami i wersetami zaczerpniętymi z Biblii. Od kościoła ścieżką można dojść do świętego źródełka. Jak już wspomniałam mamy szczęście do odpływów więc i tym razem zatoka była sucha ale gdy jest przypływ woda wypełnia zatoczkę i musi być tu naprawdę ładnie.

Domyślam się że w słoneczny dzień i przy przypływie jest to idealne miejsce na piękne zdjęcia. Podczas naszej wyprawy pogoda popsuła się na 1.5 dnia. Zrobiło się deszczowo ale nadal gorąco. Wizyta w St Just in Roseland była początkiem pogorszenia pogody, zaczęło padać a my coraz bardziej zaczęliśmy myśleć o suchym namiocie, grzejniku i ciepłym obiedzie.

Jednak zanim pojechaliśmy  na pole namiotowe zahaczyliśmy jeszcze o zamek St Mews. Zbudowany na wschodniej stronie Carrick Roads, zamek chronił port w Falmouth od czasów Tudorów. Wykonany zgodnie z planem geometrycznym w sposób który uniemożliwiał najeźdźcy łatwe rozeznanie i z bateriami strzelniczymi umieszczonymi na klifie forteca była używana do obrony wybrzeża aż do 1956 roku.
Późno już był a pogoda coraz gorsza więc nie weszliśmy do środka. Była to już najwyższa pora żeby w końcu dojechać na drugie pole namiotowe i rozłożyć nasz namiot.

Jak już zdążyliście pewnie zauważyć nasze wycieczki w Kornwalii były dość intensywne, bo mając tak niewiele czasu ( 8 dni to naprawdę mało aby zwiedzić cala Kornwalię ale wystarczająco aby zobaczyć bardzo wiele z najciekawszych miejsc) chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej.

Jeśli dysponujecie większą ilością czasu to warto dać sobie więcej czasu w ogrodach a pozostałe atrakcje zobaczyć kolejnego dnia.

Jeśli znacie jakieś ciekawe miejsca w Kornwalii, napiszcie mi o nich, może będzie to dla nie pomysł na kolejną wycieczkę…

Dodaj komentarz